IV. Koh Lanta
Wyspa ta niewątpliwie jest ze wszech miar wyjątkowa. Urok, którym uwodzi każdego nowego przybysza ma w sobie dziwną moc, która przyciąga i każe wrócić w to samo miejsce. Kocham podróże, odkrywanie nowych doznań, poznawanie obcych kultur i ludzi je tworzących. Jednakże spośród wszystkich tych miejsc, które zdołałam do tej pory odwiedzić, Koh Lanta jest jednym z nielicznych, do których na prawdę chciałabym wrócić. W których się zakochałam. W których myślę, że mogłabym żyć. Dlatego koniecznie poświęcam jej osobny rozdział, mimo że moja przygoda trwa tutaj zaledwie dwa dni. Jakże piękne i słoneczne są te dni…
O tej porze orku (wrzesień) niestety niemożliwe jest przepłynięcie z Phi Phi na Lantę. Prom kursuje dopiero od listopada i jeśli o mnie chodzi, to mogę sobie tutaj poczekać… 🙂 Bilety są zatem nieco droższe (550B), gdyż musimy najpierw wrócić się do Krabi i dopiero stamtąd jechać busem na wyspę. Tradycyjnie większość czasu mija na czekaniu- uzbrajam się więc w cierpliwość. Tajowie mają zdecydowanie nieśpieszny tryb pracy i życia w ogóle. W tym czasie zagaduję ich i dowiaduję się więcej o miejscu, do którego zmierzam. Koh Lanta to bardzo długa wyspa, a na jej zachodnim wybrzeżu jest wiele pięknych plaż. Jednak w związku z silnymi odpływami już po południu z morza wyłaniają się ostre kamienie, co uniemożliwia kąpiel. Dlatego w tym miejscu hotele są tańsze i mają basen. Dopiero na samym południowym koniuszku wybrzeże jest zawsze piaszczyste, wokół rosną palmy, ale i ceny noclegów idą w górę. Mamy jednak szczęście- w drodze proponują nam guesthouse, który nie nadszarpnie zawartości naszych portfeli. Nauczeni poprzednim przypadkiem za nic nie płacimy, tylko jedziemy zobaczyć to miejsce. Ma przyjechać po nas taksówka. Czekamy, czekamy, czekamy…
Szybka jazda po stromych zboczach z dreszczykiem i docieramy na miejsce. Pokoje bardzo nam się podobają, więc płacimy od razu za dwa noclegi. Na Lancie wygrzewam się na plaży i kąpię w morzu naprawdę długo. W dodatku nic mnie nie parzy- nie ma małych meduz, są za to fale, więc tym chętniej bawię się w ciepłej wodzie. W przeciwieństwie do Phi Phi plaża jest niemal zupełnie pusta, cała przestrzeń należy do nas. Jest cicho, spokojnie i leniwie. Czas zwalnia bym mogła nacieszyć się chwilą. Jestem w świecie, gdzie problemy nie istnieją, gdzie wszystko jest takie proste. Puszczam zatem wodze wyobraźni i oddaję się marzeniom- w ten sposób upływa mi czas do późnego wieczora. Jest już ciemno, ale idę jeszcze raz popływać. Przy odpływie muszę iść bardzo długo wgłąb morza, by osiągnąć odpowiednią głębokość. Jest fantastycznie, chociaż nie widzę przed sobą zupełnie nic. Fale są większe i co chwilę porywają mnie znienacka. Kładę się zatem i dryfuję pozwalając morzu mną kołysać.
Gdy spaceruję po plaży jest już dość późno, ale delikatna poświata z otaczających hoteli oświetla mi drogę. Jestem zupełnie sama, a jedyne co słyszę, to szum morza. Moją uwagę zwraca śliczna muszelka- chcę ją podnieść, ale w ona w tym momencie wstaje i szybko ucieka do morza 🙂 Po zmroku bowiem plaża zaczyna żyć własnym życiem. Co chwilę spod moich stóp uciekają kraby lub inne stworzonka, a ich ślady tworzą skomplikowaną, gęstą sieć dróg. Jednak rano piasek wszystko przykryje i nikt nic nie zauważy, nie dowie się o historiach najmniejszych mieszkańców, które toczą się każdej nocy.
Nasz hotel jest bardzo przyzwoity- duży pokój, ciepły prysznic, czysto, wygodne łóżko. W dodatku położony na samej plaży- a więc można biegać boso 🙂 Ale nie dlatego będę go polecać. To, co najbardziej mi się tu spodoba, to mały bar prowadzony przez lokalnych ludzi. Za dnia nawet nie zwracam na niego uwagi. A jak już go zauważam, to nie dostrzegam nic szczególnego. Taki rozgardiasz, gdzie nic do siebie nie pasuje, jakaś budka sklecona z byle czego- jednym słowem nic specjalnego. Wieczorem natomiast szybko zmieniam zdanie. Siedzimy w półmroku na poduszkach, po turecku. Każdy element wystroju zaczyna współgrać ze sobą, co tworzy niesamowitą atmosferę. Przysiadają się ludzie, którzy przyjechali tutaj ze wszystkich stron świata. Popijam campari i wdaję się w interesującą dyskusję. Do tego wszystkiego- znowu Tracy Chapman, a kiedy są już wszyscy goście- muzyka na żywo. Milknę i wsłuchuję się w niesamowity głos starego Taja, któremu przygrywają na bębnach i gitarze. Dźwiękom wtórują odgłosy morza. Rozkoszuję się zatem w tej chwili, zamykam oczy i smakuję każdą nutę, która oczarowuje moje zmysły…
Informacje dla podróżnych:
Nocleg: Kantiang Bay View Resort- bardzo polecam, dwójka za noc 400B
Transport: z Phi Phi (prom + bus) 550B, ale w sezonie taniej, bo kursuje prom bezpośrednio z Phi Phi (od listopada).
Przykładowe ceny: takie jak wszędzie na wybrzeżu. Masaż 200B, obiad 80-200B, zupa 35B, naleśniki 25B, skuter 150B/ dzień
*10B=ok. 1zł