Jaipur – różowe miasto zakupoholików.

Chociaż z Agry do Jaipuru jest zaledwie 240 km, to jednak podróż pociągiem wydłużyła się aż do siedmiu godzin! W drodze poznałam Kalifornijczyka, z którym wymieniłam się dotychczasowymi wrażeniami z Indii. Siedzący obok Hindusi w ogóle nie zwracali na nas uwagi pochłonięci grą w karty. Inni pozawijali się w szmaty i skuleni na siedzeniu próbowali zasnąć. Ja po paru godzinach postanowiłam wziąć przykład z tych drugich z nadzieją, że im bardziej na południe, tym cieplej będzie na miejscu. Chłód nocy owiewał mnie przez nieszczelne okno, a ja nieprzygotowana na ziąb musiałam się zadowolić letnimi  ciuszkami, które wyjmowałam z mojego wielkiego plecaka robiąc przy tym niezły misz-masz i wkładałam desperacko na siebie wszystkie na raz 🙂

Pałac Wiatrów- Hawa Mahal- i jego 953 okienka, z których damy dworu obserwowały codzienne życie miasta.

Jako że, nie wiedzieć czemu, uparłam się, żeby spać w samym centrum uroczego, starego miasta, miałam drobne problemy ze znalezieniem taniego, acz przyzwoitego noclegu. Do tej pory nauczyłam się już nie wymagać zbyt wiele, ale na szczęście nie przejęłam też hinduskich zwyczajów, więc podstawowe (czyt. minimalne z możliwych) warunki, takie jak względna czystość i spłuczka, wolałam mieć zapewnione. Jeśli nie było takiej możliwości, jak właśnie miało to miejsce w Jaipurze, wówczas trzeba było sobie jakoś poradzić. Mój sposób to: wrócić późno do hotelu zmęczonym po całym dniu zwiedzania, szybko się przemyć przy pomocy nawilżonych chusteczek i uważając przy tym, żeby nie dotknąć przypadkiem niczego w łazience porośniętej grzybem i kto wie czym jeszcze. Później tylko piwko na sen ze współtowarzyszami „niedoli” i można się otulić szczelnie własnym prześcieradłem i usnąć- koniecznie z korkami w uszach. Rano szybko się zbieramy i opuszczamy tymczasowy nocleg z nadzieją, że w następnym będzie nawet ciepła woda i będzie można się wreszcie wykąpać. 🙂

Jaipur - Pink City

Zaklinacz węży!

Kiedy uwolniwszy się wreszcie od ciężkiego balastu wyszłam ponownie na miasto, miałam już na sobie „różowe okulary” i uśmiech co najmniej tak szeroki, jak jego mieszkańcy. Kolorowe domki i wciśnięte między nie sklepiki, z których sprzedawcy wołają do przechodniów, by wszelkimi sposobami zachęcić ich do obejrzenia towaru- to właśnie jest Jaipur. Zakupoholicy tacy jak ja nie mogą go ominąć.

Targu można dobić nawet na środku głównej ulicy 😉

Codzienne życie w Indiach nie jest proste, a i tak uśmiech nie znika z przepracowanych twarzy mieszkańców.

Zanim jednak popadłam w szał zakupowy, uznałam za konieczne odwiedzić kilka miejsc. A czymże byłaby stolica Radżastanu, gdyby nie jej pałac i oszałamiający fort? Co prawda Pałac Miejski mnie nie zachwycił, ale Amber Fort wart już jest odwiedzenia. Zaciekawiona kluczyłam po jego zakamarkach, ukrytych korytarzach i najciemniejszych przejściach, żeby później przez ponad godzinę błąkać się w kółko usiłując znaleźć drogę powrotną. Nie było to łatwe, zwłaszcza gdy żadna z napotkanych osób nie mówiła po angielsku (poza jednym irytującym zdaniem, które znają wszyscy- can I have a picture with you?), a ja po pięćdziesiąt razy wracałam w to samo miejsce jak w jakimś zaklętym zamczysku.

Ogromny fort - czyli niezliczona ilość korytarzy, sal i tajemnych przejść.

Fort Amber w całej swej okazałości

Jedna noc i dwa dni- tyle czasu mogłam poświęcić na poznanie uroków Jaipuru. A tak na prawdę zostałam zaczarowana już w drodze do przepięknego miejsca- wprost z bajki o księciu i księżniczce. To Świątynia Małp położona wśród wzgórz, z dala od codzienności i miejskiego życia. Podczas długiej wędrówki przede mną powoli roztaczało się piękno hinduskiej krainy. Wokół skakały małpy, które trzy razy próbowały mnie okraść z coca-coli (za trzecim im się udało 😉 ), a barwnie przybrany, starszy mnich pobłogosławił nas życząc szczęścia w podróży. Coś mu się nawet pomieszało i udzielił znajomym małżeństwa- a tak przez przypadek 😉 Kiedy dotarłam już do malowniczej świątyni i nakarmiłam chytre małpki, usiadłam na schodach i zadumałam się spoglądając zdziwiona na wielką krowę schodzącą po stromych schodach prowadzących ze środka głównego budynku. Wciągnęłam głęboki oddech i tutaj po raz drugi poczułam ten smak- smak Indii. Chociaż z zamkniętymi oczami, to widziałam daleko, bo czułam wszystkimi zmysłami i zaczynałam powoli rozumieć na czym polega odmienność hindusów- ludzi, którzy zamieszkują kraj, gdzie po angielsku mówi więcej osób niż w całych Stanach Zjednoczonych. Czy na pewno oni, czy może to właśnie my jesteśmy inni? I czym jest zatem ta inność w ich rozumieniu?

Za siedmioma wzgórzami... Monkey Temple

Z zadumy wyrwali mnie znajomi „nowożeńcy” i razem wróciliśmy do rzeczywistości. Wieczór zapowiadał się ciekawie, bowiem postanowiliśmy wybrać się do słynnego w całych Indiach kina. Jedna sala, ale ogromna! Od środka jakby w pałacu, a do tego rozsuwane  fotele plus orientalne przysmaki zamiast tradycyjnego popcornu i jesteśmy znowu w innym świecie. To świat Bollywoodu. Trzy i pół godziny filmu po hindusku, którego zrozumienie nie wymagało wcale znajomości języka. A śmiechu po pachy, ale nie ze scen, a z widzów, którzy wzdychali i klaskali przy każdym zbliżeniu aktorów, niekiedy prowadzącym nawet do pocałunku. Wrażenia- bezcenne!

Wesoła rodzinka 😉

?!? 🙂

Konkrety:

Transport: pociąg na trasie Agra Fort- Jaipur za 87 Rp w trzeciej klasie (godz. 17.00); czas przejazdu ok. 5h; booking office- osobny budynek na prawo po wyjściu z głównej hali dworca

Nocleg: Simla Hotel w centrum starego miasta, 400Rp/ pokój 4-os., wspólna łazienka na korytarzu, bardzo surowe warunki, zimna woda, ale chyba jedyny hotel w starym mieście w takiej cenie.

Ceny: tuk-tuk z dworca 60 Rp (pre-paid autoriksza z dworca- najtaniej i najpewniej, że dojedziesz tam, gdzie chcesz), jedwabna apaszka 100-150Rp.

Zwiedzanie: Agra Fort: wstęp 150 Rp, dojazd najtaniej autobusem nr 5, który często kursuje z rogu ulicy przy Hawa Mahal i kosztuje 7 Rp; Pałac Miejski 200Rp (student); kino Raj-Mandir Cinema: seanse o 18:30 i 21:30, ceny 80-150 Rp, Świątynia Małp: z centrum miasta pieszo ok. 30 min, wstęp darmowy, aczkolwiek mnisi często oczekują datków za pobłogosławienie- nie mniej niż 100 Rp, ale my daliśmy 50 😉

Polecam: na zakupy! Najlepsze ceny i największy wybór chyba w całych Indiach 😉 Koniecznie trzeba się targować!

Dodaj komentarz