Bollywood kontra rzeczywistość, czyli slumdog – historia prawdziwa

17 milionów ludzi, mieszanka wszystkich religii świata oraz przesyt i niewyobrażalne bogactwo obok slumsów i i niepojętej biedoty – to jest właśnie Bombaj. Przyznaję, że dwa dni, to zdecydowanie za mało, żeby ogarnąć to miasto i pojąć jego niepowtarzalny charakter.

Brama Indii, a za nią znany z krwawego zamachu Taj Mahal Hotel

Wczesnym świtem miasto przywitało mnie nieśmiałymi promykami słońca, zapachem dworca i taksiarzami, którzy prześcigali się w niebotycznych cenach za przejechanie mniej niż kilometra. Po nastu godzinach telepania w słynnym pociągu Mumbai Express, marzyłam tylko o wygodnym łóżku, chociaż wiedziałam, że zadowolę się każdym, nawet i mało komfortowym. Właściciel hotelu jeszcze spał i lekko nieprzytomny poprowadził mnie do jednego z pokoi w ogromnej sali. Przypominało to bardziej salę gimnastyczną, gdzie ktoś postawił tekturowe przegrody tworząc coś na wzór boksów. Wspólna łazienka plus dwa metry kwadratowe bez okna – skromnie, ale za to czysto. Prowizoryczne ściany nie były podciągnięte do sufitu, lecz kończyły się niżej. Dzięki temu osiągnięto efekt stereo, a każde słowo, czy nawet chrapnięcie sąsiadów było słychać jakby tuż zza własnych pleców. Jedna osoba włączy światło i już we wszystkich pokojach obok również jest jasno. Czy to nie genialne? 🙂

Większość zwierząt wykorzystywanych do pracy, jest traktowana okrutnie i nieludzko. Jeden z koni nie miał oka, a wewnątrz mnożyły się nie tylko bakterie, ale też rozmaite robaki

Miałam wrażenie, że dopiero co położyłam głowę na poduszce, kiedy rozległo się nerwowe pukanie do drzwi. Tym razem to ja byłam zaspana i nie docierało do mnie, o co chodzi Hindusowi. Okazało się, że ma dla mnie jedną z tych propozycji, których nie można odrzucić – zaoferował mi rolę w filmie! A więc to prawda, co mówi się o Bombaju – wystarczy pokazać swoją białą stopę i już ma się zagwarantowany angaż w bollywodzkim hicie wszech czasów. Cały dzień na planie to wynagrodzenie rzędu 40 zł, ale przecież nie o pieniądze, a o dobrą zabawę tu chodzi. Dlatego z żalem odmawiam, bo mając tak mało czasu, wolę spędzić go poznając miasto, o którym tak wiele słyszałam.

Ulice Bombaju

Rześkie powietrze rozbudziło mnie na dobre, kiedy płynęłam przez Morze Arabskie na Wyspę Słonia. U jej podnóży mnożą się śmieci tonące w śmierdzącym błocie, które zdaje się służyć za łaźnię mieszkającym tam krowom. Na górę dotarłam kamiennymi schodami, które osłonięte były od żaru pnącymi się po bokach budkami z pamiątkami. Po ich dachach harcowały rozszalałe małpy, które co i raz próbowały wyrwać jakiś skarb z rąk roztargnionych i wystraszonych turystów. Na wyspie właściwie tylko jedna z jaskiń ze świątynią boga Śiwy wzbudzała zainteresowanie, pozostałe to tylko namiastka dawnej kultury. Mimo to, spacer po Wyspie Słonia to świetna okazja na ucieczkę od miejskiego zgiełku i hałasu.

Świątynia Śiwy

W przeciwieństwie do głębi kraju, Bombaj jest zaraz obok Goa jednym z nielicznych miejsc, gdzie można rozkoszować się świeżymi owocami morza w indyjskim wydaniu. Musiałam się niemało nachodzić, żeby znaleźć w centrum miasta restaurację z normalnymi cenami, ale było warto. Przyznaję z resztą, że po drodze zatrzymywały mnie liczne sklepiki i rozgadani sklepikarze oferujący świecidełka, kolorowe ciuszki i najróżniejsze pamiątki, którym nie mogłam się oprzeć. Chyba tą najcenniejszą są oryginalne przyprawy, które intensywnym zapachem kuszą, przyciągają i wzbogacają smak każdej potrawy, która choć na chwilę pozwala wrócić do magicznych Indii.

Śmietnisko u podnóży Wyspy Słonia

1500 R za parę to dość sporo, jak na wstęp do klubu – no chyba, że mieści się on w Marriocie, który obok Taj Mahal Hotel, stanowi jeden z najbardziej ekskluzywnych miejsc w Bombaju. Jest też jedynym miejscem, gdzie można się zabawić, bowiem w Indiach brakuje znanej nam rozrywki. Niewielkie wnętrze nie urzeka niczym specjalnym, ale za to goście i ich taniec, którego chętnie uczą, są zdecydowanie jedyni w swoim rodzaju 🙂 Polecam!

Prawie jak Big Ben 🙂

Z plecakiem wypchanym pamiątkami, które nigdzie indziej nie zwracały mojej uwagi tak, jak w Bombaju, wsiadłam do samolotu. Zanim jednak mi się to udało, czekały mnie długie kolejki i niezwykłe procedury „bezpieczeństwa”. Na lotnisku krajowym sympatyczna Pani spisuje dzielnie w ogromnym zeszycie dane osobowe każdego pasażera. Bramkę dalej ktoś inny robi to ponownie. Potem sprawdzają bilet oraz paszport. I bagaż. Za chwilę znowu bilet. W końcu przeszłam bramki i długim rękawem udałam się w stronę samolotu. Jednak przy najbliższym zakręcie zatrzymał mnie strażnik, który dla pewności jeszcze raz sprawdził, czy na pewno mam bilet. Przy wejściu na pokład ponownie musiałam okazać moją kartę pokładową – biurokracji w Indiach nie ma końca! 🙂

Na targu w Bombaju można kupić wszystko, a już na pewno orientalnie pachnące przyprawy!

Startując, podziwiałam to miasto, położone na dwóch wyspach. Zaraz za pasem startowym, tuż po drugiej stronie ogrodzenia lotniska rozpościerała się największa dzielnica slumsów na świecie. Lepianki z blach i szmat przez moment przesłoniły cały widok z okna samolotu. A kiedy wylądowałam, ktoś poprosił mnie o bilet – po raz setny i ostatni sprawdzono, czy byłam uprawniona do podróży, która już się odbyła.

Największe slumsy na świecie współtworzą wielokulturowy obraz Bombaju

1 komentarz (+add yours?)

  1. nainka
    List 28, 2011 @ 12:45:05

    Fajny post, chociaz po tytule sadzilam, ze znajde cos na temat indyjskiego przemyslu filmowego. Zapalonym tak jak ja wielbicielom indyjskich filmow polecam poczytac tutaj http://dotykindii.pl/bollywood.html na temat historii Bollywood .

    Odpowiedz

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: