Odkąd wróciłam, powtarzam często, że tęsknię za Afryką. I tak też jest, ale wyznam coś jeszcze – w szczególności zakochałam się w nosorożcach i to od pierwszego wejrzenia, kiedy półtoramiesięczne maleństwo prawie wpadło na mnie z rozpędu. Nasze pierwsze spotkanie skończyło się licznymi siniakami i otarciami na moich nogach, a potem dowiedziałam się, że mam zostać mamą tego rozbrykanego malucha. Odnoszę wrażenie, że dopiero wtedy zaczęła się moja przygoda z najdzikszą odsłoną Afryki, która nie wiadomo kiedy skradła moje serce i teraz nie pozwala o sobie zapomnieć…
Przyjmując z entuzjazmem tę wiadomość, nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że czekają mnie w większości długie i nieprzespane noce. Kiedy zmęczona Danny położyła w końcu głowę na moich kolanach i usnęła cichutko pochrapując, mogłam zamknąć oczy i wsłuchiwać się w przeciągłe wycie hien i nawołujące się z dwóch stron lwy. Wówczas nie liczyło się nic więcej – tylko ta chwila bliskości z moją wymarzoną Afryką, kiedy mogłam poczuć się jej częścią.
Pisałam już wcześniej o mordzie nosorożców, które giną w odwiecznej wojnie ludzkości o bogactwo. Napędzają ją bezpodstawne wierzenia w leczniczą moc ich rogu. Życie biologicznej matki Danny zostało przelane w banknoty, kiedy mała miała dopiero trzy tygodnie. Bezbronna, w pełnym niebezpieczeństw buszu, stałaby się szybko pożywieniem dla drapieżników. Jednakże ktoś w porę odnalazł ją błąkającą się przy zwłokach i powiadomił Moholoholo Wildlife Centre. Obrońcy zwierząt zdecydowali się w miarę możliwości zastąpić maleństwu matkę i nauczyć ją, jak żyją nosorożce, tak żeby kiedyś mogła powrócić do swojego świata. W naturze usamodzielnienie się nosorożca zajmuje aż dwa lata, więc będzie to długotrwałe i wymagające zajęcie. Na szczęście pracownicy Moholoholo znają się na tym najlepiej, gdyż na nie-szczęście robili to już wcześniej. Wiele razy…
Przyznaję, że opieka nad małym nosorożcem była wyczerpująca, ale zmęczenie to pozwalało mi się cieszyć myślą, że chociaż w małym stopniu przyczyniam się do ocalenia tych cudownych stworzeń. Ponieważ dla młodych już samo przebywanie z ludźmi w zupełnie innym otoczeniu jest ogromnym stresem, może to skutkować wrzodami żołądka. Dlatego Danny zapobiegawczo dostawała codziennie leki, a także inne niezbędne suplementy. Wielką butlę mleka pochłaniała w pół minuty, chociaż karmiłam ją dokładnie co trzy godziny przez całą dobę. Kiedy robiła się głodna, szturchała mnie niedelikatnie swoim niewyrośniętym rogiem i kwiczała znacząco. Już po kilku dniach zaczęłam rozróżniać jej odgłosy, kiedy była podekscytowana lub śpiąca. Kolejnych parę dni później nauczyłam się jej odpowiadać – tak, jak robiłaby to prawdziwa mama nosorożec.
To naturalne, że nosorożec pod pachami lub też pod ogonem nosi małych intruzów – kleszcze. Dlatego kiedy i Danny dostała swoje pierwsze, nie wolno mi było ich usuwać, gdyż mając wrócić kiedyś na wolność, musiała przyzwyczaić się do rozmaitej flory bakteryjnej i pasożytniczej. W walce z kleszczami dopuszczalne były tylko zasady buszu, a nie ma lepszej metody niż kąpiel w błocie. Tylko jak wytłumaczyć małemu nosorożcowi, że ma się wytarzać w tamtej dziurze w ziemi pod drzewkiem? Proste – trzeba się wykąpać razem z nim!

Ta dwulatka potrafi już pokazać, kiedy jej się coś nie podoba. I lepiej nie stać jej wtedy na drodze!
Danny nie jest jedynym nosorożcem, który znalazł tymczasowy dom w Moholoholo. Dwuletnia Dela kocha towarzystwo, ale niecierpliwi się na każdy spacer do parku. Kiedy była mała, utknęła w błocie i przez kilka dni bezskutecznie próbowała się wydostać. Ratownicy obserwowali ją z ukrycia, ale kiedy po pewnym czasie matka opuściła swoje młode, zdecydowali się wkroczyć z pomocą. Teraz Dela jest już gotowa do wypuszczenia na wolność i czeka na akceptację przez władze parku. Ponieważ w nowy etap w życiu nie powinna wkraczać sama, specjalnie dla niej zostanie kupiony samiec w podobnym wieku. Kiedy już się poznają, otwarta zostanie przed nimi brama ku wolności i będą mogli pomaszerować swoją ścieżką.
Oprócz lekcji z codziennej opieki nad nosorożcami miałam również okazję wertować liczne pliki i protokoły ośrodka zebrane przez lata pracy z tymi zwierzętami. Chłonęłam łapczywie każdą informację na temat ich zdrowia, jego zaburzeń i metod leczenia. Zdobyłam dzięki temu wiedzę, której nie znalazłabym w żadnej książce weterynaryjnej, a także cenne doświadczenie, jak chociażby kiedy usiłowałam uporać się z biegunką Danny (czyt. z chorobą i tym, co zostało wszędzie na podłodze kliniki…) lub gdy szukałam tętnicy do zbadania tętna czy też mierzyłam temperaturę biegnąc za niezadowoloną z tego faktu Delą. Wyznam więc coś jeszcze – przygoda z nosorożcami to moje najcudowniejsze przeżycie w Afryce. Wspomnienie, które każe mi wracać, powołanie, które nadaje rytm mojemu życiu. Mam więc nadzieję, że to dopiero początek…
Mar 10, 2012 @ 11:07:31
Piękne zdjęcia! To musi być niezwykłe doświadczenie dotykać dzikiego nosorożca. Wyglądasz przy nim drobniutko.
Mar 12, 2012 @ 15:22:54
Szkoda, że Twoja podróż się skończyła. Fajnie było czytać o tych niezwykłościach. Życzę Ci jak najszybszego powrotu do Afryki. A nosorożce po prostu cudowne.
Mar 16, 2012 @ 14:47:54
Danny to biały nosorożec?
Mar 16, 2012 @ 18:00:49
Tak – Danny jest białym nosorożcem w wieku 2 miesięcy obecnie, a Dela natomiast należy do gatunku czarnych nosorożców i ma już dwa latka.
Mar 17, 2012 @ 18:49:34
sprawdzam czy nauczyłam się rozróżniać te dwa gatunki, wczoraj we Wrocławiu była sekcja białego 43 letniego nosorożca białego
Dele chyba poznałam 😉 a mają tam dalej ślepego nosorożca? W lipcu był – może 3 miesięczny, chyba biały. Mieli dylemat czy go uśpić czy dalej próbować walczyć.
Mar 17, 2012 @ 21:07:27
Nie, były tylko te dwa. Fajnie z tą sekcją, może podzielisz się zdjęciami? 😉
Mar 25, 2012 @ 18:41:37
Dopiero zajrzałam podeślę na maila co mam, ale sama nie dopchałam się, żeby coś zobaczyć, a jak już były wystawione narządy to za późno przyszłam 😦
Lip 12, 2013 @ 22:04:59
tak, jest piękna! jak zresztą każde zwierzę 🙂