Na tropie dzikich zwierząt

Będąc w Afryce nigdy nie miałam dość podziwiania i spoglądania na tętniącą zielenią przyrodę oraz jej dzikich mieszkańców, zajętych swoimi codziennymi sprawami. Na szczęście mieszkając w buszu takich okazji nie brakowało. Sam ośrodek położony był wewnątrz parku i odgrodzony siatką, co zapewniało względne bezpieczeństwo wolontariuszom, pracownikom i przede wszystkim trzymanym tam zwierzętom. Bardzo często dzicy goście podchodzili zaciekawieni pod samą bramę. Ja również odwiedzałam ich każdego dnia, choćby w drodze na śniadanie i kolację do oddalonej nieco restauracji.

Ile żyraf widzisz na obrazku? odp: 6!

Zwłaszcza wieczorami miałam doskonałą okazję przyjrzeć się zwierzętom, które prowadzą nocny tryb życia i nie sposób ich wypatrzeć za dnia. Z latarką w ręku i aparatem w pogotowiu przeczesywałam park szukając tajemnic, które kryją się w najciemniejszych jego zakamarkach. Raz szakal zabłysnął bystrymi oczami i ukrył się szybko w gęstej roślinności. To zaś napotkałam małą, śpiącą żyrafkę z szyją owiniętą wokół własnego ciała; nieco dalej odpoczywała reszta rodziny. Cisza i cierpliwość to zalety najlepszego tropiciela. W końcu po paru dniach udało mi się wypatrzyć małpiatkę galago. Jedną z nich opiekowaliśmy się w ośrodku, ale po raz pierwszy miałam okazję przyjrzeć się jej w naturalnym środowisku, gdyż są aktywne tylko nocą.

Galago lub też Bushbaby to małpiatka o nocnym trybie życia

Również weterynarz, a może zwłaszcza on, powinien umieć poruszać się po buszu i znać zasady, jakimi rządzi się ten świat. Dlatego jednym z elementów szkolenia, jakie przechodzili studenci w Moholoholo, był kurs tropienia zwierząt. Już o świcie podekscytowana czekałam na mojego przewodnika  w umówionym miejscu. U boku wprawnego tropiciela i jego broni, którą zawsze nosi w pogotowiu, mogłam się czuć bezpiecznie. Już po paru krokach szybkim marszem Jan nagle pochylił się i dostrzegł włos zebry. Na podstawie koloru piasku i ukrytych śladów określił, jak dawno temu stado przemierzało tę okolicę. To niesamowite, jak wiele wskazujących wniosków można wyciągnąć z otaczających nas i pozornie niezauważalnych drobiazgów. Kępki rozdartych liści pod drzewem – to znaczy, że tego dnia żyrafy były tu na śniadaniu. I faktycznie, już parę minut później między pniami drzew dały się zauważyć długie, zgrabne nogi afrykańskich „modelek”. Zamrugały zalotnie długimi rzęsami, kiedy znaleźliśmy się pośród całego ich stada. Jeden z samców miał wyraźnie ciemniejsze plamki – to oznaka starości. Żyrafy z wiekiem mogą stać się nawet całkiem czarne – w przyrodzie jednak rzadko można to zaobserwować, gdyż z reguły nie dożywają tak późnego wieku. Długoszyje zwierzęta przyglądały nam się przez pewien czas, jednakże szybko straciły zainteresowanie intruzami i pogalopowały z gracją w jakby zwolnionym tempie znikając w głębi zielonej gęstwiny.

Ciemne plamy tej żyrafy to wynik podeszłego wieku. Z tyłu natomiast kryje się maleństwo.

Rzekę trzeba było po prostu przejść, na szczęście nie było głęboko. Ze względu na liczne węże, tudzież skorpiony, nawet nie zdejmowałam butów. Po drugiej stronie natrafiliśmy na pozostałości po porannej kłótni jeżozwierzy – ich kolce. Zebrałam kilka na pamiątkę i nawet udało mi się je przewieźć później do Polski. Maszerując dalej odkrywaliśmy kolejne ślady zwierząt. Nauczyłam się je rozróżniać i interpretować. Podążając za odchodami trafiliśmy w końcu na ogromną polanę – miejsce z marzeń. Niemal ze wszystkich stron otaczały nas stada rozbrykanych zebr. Żyrafy zaś widoczne były nawet z oddali, a pomiędzy nimi pasły się spokojnie antylopy gnu. Po raz pierwszy miałam okazję patrzeć na taką ilość dzikich zwierząt w jednym miejscu i szybko zakochałam się  w tym widoku.

Innym razem brałam udział w polowaniu na hipopotamy – oczywiście bezkrwawym, ale za to na przynętę. Załadowaliśmy samochód worami z granulkami paszy i wyruszyliśmy nad jezioro w piękne, leniwe popołudnie. Zwierzęta tego dnia wzięły sobie za główny cel nicnierobienie i odmówiły współpracy – mimo wyczekiwania w ciszy przez ponad godzinę, nie chciały wyjść z wody. Natomiast skorzystać z tak znakomitej okazji, jaką jest bufet z dostawą do domu, postanowiły guźce – a dokładniej mama z młodymi. Zajadały się w najlepsze nic sobie z nas nie robiąc, aż w końcu zniechęceni postanowiliśmy odjechać. Wymagało to jednak dodatkowego wsparcia, jako że poprzedniej nocy miała miejsce ulewna burza i ciężki samochód zagrzebał się w błocie. Wobec tego wolontariusze musieli zmobilizować się w sprawnej akcji i przepchnąć auto tuż obok kąpiących się hipopotamów. Dodam, że te leniwe grubaski są bardzo niebezpieczne i odpowiadają  za liczne ataki śmiertelne na ludzi. Te na szczęście nie były nami zainteresowane, a po posiłek pofatygowały się zaraz potem, jak odjechaliśmy znad jeziorka. Nie dając za wygraną, zatrzymaliśmy się kawałek dalej i wysiedliśmy z samochodu. Postanowiliśmy skradać się wśród wysokiej trawy do najbliższego wzgórza, skąd mogliśmy podglądać te tłuściochy w całej ich okazałości.

Leniwe popołudnie leniwego hipka

Darmowa wyżerka? Guźce muszą tam być!

Na smakowitą przynętę dały się złapać również i zebry

Zachowując ciszę i starając się pozostać niewidoczną dla hipopotamów podziwiałam ten wciąż nowy dla mnie świat i brałam moje pierwsze lekcje przetrwania w dziczy. A czas… zatrzymał się dla mnie.

. . .

Jeśli podobał Wam się ten wpis i chcielibyście czytać więcej moich opowieści, to proszę, zagłosujcie na mnie w facebookowym konkursie: http://apps.facebook.com/jw_mojahistoria/p/586 Dziękuję! 🙂

1 komentarz (+add yours?)

  1. rozmal
    Kwi 19, 2012 @ 20:44:30

    Ta małpka prześmieszna! Słodkości. Jaka zielona ta część Afryki, zupełnie inaczej ją sobie wyobrażałam.

    Odpowiedz

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: