Tegoroczna zima, acz wyjątkowo krótka, dała mi mocno w kość. Kiedy dotarłam do jednego z najdzikszych zakątków Polski, właśnie rozkręciła się na dobre. Oznaczało to mozolne zakładanie niemal całej garderoby naraz przed każdym wyjściem ze stacji geobotanicznej, w której przyszło mi się zatrzymać. Bielizna termiczna, polary, męska kurtka, rękawiczki narciarskie, góralska czapa i trapery – wszystko to pozwoliło mi wytrzymać na zewnątrz maksymalnie pół godziny. Po tym czasie moje ciało zaczynało przechodzić chłodem z lasu. Nie byle jakiego, bowiem mowa o lesie pierwotnym, który zamieszkuje największa na świecie populacja żubra – Puszczy Białowieskiej.

Jak to jest – wstajesz rano, wyglądasz przez okno… a tu żubr. Ten stary samiec znalazł schronienie przed zimnym wiatrem u kogoś na tarasie.
Szybko okazało się, że praca weterynarza w parku afrykańskim i polskim wcale aż tak bardzo się nie różni. Może gdyby tylko pominąć inne gatunki zwierząt i jakieś 50 stopni Celsjusza mniej… Przez dwa tygodnie poznawałam zasady hodowli żubrów i dbania o dobrostan pozostałych zwierząt zamieszkujących las. Ku mojej nieskrywanej uciesze mogłam nawet uczestniczyć w immobilizacji żubrów, którym założono obroże z GPS, a także kozła sarny. Ten drugi jeszcze jako młode koźlę został zauważony przez nazbyt troskliwych turystów, którzy postanowili „uratować” zwierzę i przywieźli je do ośrodka. Piszę w cudzysłowie, ponieważ w rzeczywistości sarna została tego dnia na zawsze pozbawiona możliwości życia na wolności. W naturze samice często zostawiają swoje młode, które nie ma jeszcze specyficznego zapachu mogącego przyciągnąć potencjalnych drapieżników. Same zaś udają się w poszukiwaniu pożywienia. Podobnie rzecz ma się z zającami, które niejednokrotnie trafiają do lecznic weterynaryjnych, przyprowadzone przez nieświadomych ludzi. Dlatego widząc małe zwierzątko w lesie, lepiej oddalmy się i zostawmy je w spokoju, aby nie zaprzepaścić jego szans.
Czego nauczyłam się w Białowieży? Tego, że cała populacja współcześnie żyjącego żubra została odtworzona w przewadze z zaledwie trzech osobników na przełomie niecałych 100 lat. Dzisiaj w Polsce jest ich ponad tysiąc. Genetyka ma jednak swoje prawa, a konsekwencją rozrodu w tak wąskiej grupie jest częsta przypadłość samców o nieznanym do końca pochodzeniu – nekrotyczne zapalenie napletka. W tej chwili Puszczę zamieszkuje ponad 500 żubrów nizinnych. Drugi współcześnie żyjący podgatunek to nieco mniejszy żubr kaukaski, którego spotkać można w Bieszczadach. Od XVIII wieku po dziś dzień stada żubrów są zimą dokarmiane i liczone przez leśniczych, w czym również miałam okazję uczestniczyć. Dzięki temu ogranicza się śmiertelność zwierząt oraz zapobiega ich żerowaniu na polach uprawnych.
W wolnych chwilach odwiedzałam również Ośrodek Hodowli Żubrów oraz Rezerwat Dzikich Zwierząt, gdzie między innymi widziałam po raz pierwszy żubronia, czyli hybrydę żubra z krową lub byka z żubrzycą. Zapoznałam się z projektem „Ochrony in situ żubra w Polsce” oraz dowiedziałam się, że celem zachowania czystości gatunku prowadzi się Międzynarodową Księgę Rodowodową Żubrów. Są w niej umieszczone wszystkie żubry z hodowli zamkniętych o udokumentowanym pochodzeniu, którym nadaje się imiona. Wreszcie mogłam podziwiać te iście majestatyczne stworzenia, które przecież są naszą dumą narodową. Żałuję, że trafiłam do Białowieży dopiero teraz, ale przekonałam się, że jeszcze nieraz chciałabym tam wrócić. Na pewno warto zobaczyć ten piękny zakątek w letniej odsłonie, no co już nie mogę się doczekać. Tymczasem jednak muszę się zadowolić podglądaniem żubrów on-line – http://www.lasy.gov.pl/informacje/kampanie_i_akcje/zubryonline