Przedszkolaki z naszej paki

Może zacznę od początku. Gdy przyjechałam do Bifengxia Panda Base zdziwiło mnie, że jestem tutaj jedyną studentką. Poznałam tylko Meghan z USA, która robiła badania do swojego doktoratu. I ani pół białej twarzy więcej. Jak się później dowiedziałam, miałam sporo szczęścia dostając się na te praktyki. Maila do Pani Dyrektor działającej w fundacji finansującej tenże ośrodek znalazłam grzebiąc któregoś dnia w Internecie. Odpisała parę miesięcy później, gdy byłam jeszcze w Boliwii. Dopiero tu na miejscu odkryłam, iż chińscy weterynarze omyłkowo zrozumieli, że znam się z tą, jak się okazuje, ważną w szeregach kobietą i tylko dlatego pozwolili mi uczestniczyć w praktykach. W dodatku całkowicie za darmo (musiałam tylko sama się utrzymać). Cóż, uznałam, że lepiej będzie nie wyprowadzać ich z błędu – zyskałam dzięki temu wyjątkowe przywileje 😉

DSC_6362

Pora na lekarstwa – maluszek kurczowo trzyma się drzewa.

Przez pierwszą połowę pobytu byłam całkowicie pochłonięta samicami w rui. Po półtorej tygodnia nastała jednak cisza. Nadejście wiosny obsunęło się nieco w planach, więc i pandy nie wykazywały zainteresowania nałożonym na nie programem rozmnażania. Miałam więc czas przyjrzeć się bliżej 6 – miesięcznym maluchom, które przeniesiono tymczasowo do kliniki. Tylko że… Chińczycy zaczęli ukrywać je przede mną. Z podejrzeniami wtargnęłam na salę operacyjną, gdzie akurat robili badanie USG. Usłyszałam, że nie mogę tam przebywać, co nie powiem, ale dość mnie wzburzyło. To ja wkładam tyle trudu i lecę tysiące kilometrów, żeby usłyszeć trzaśnięcie drzwiami przed nosem?! Zdecydowałam się na poważną rozmowę z weterynarzami. Efektem była półgodzinna narada, z której oczywiście nic nie zrozumiałam. Na koniec przekazano mi jednak, iż mogę zajmować się małymi pandami z zastrzeżeniem, iż mam trzymać buzię na kłódkę i tym bardziej nie pisać o tym w Internecie. O czym? – pytam ich. To wielka tajemnica – wszystkie młode są chore.

P1060154

Ulubione miejsce Ye Ye i świetny punkt widokowy

Objawy: biegunka i wymioty. Temperatura w normie. Lekkie odwodnienie. Małych pandziątek było w sumie siedem. Zwłaszcza dwa były w cięższym stanie. Badanie PCR wskazało na infekcję rotawirusem. Zamówiono surowicę odpornościową, niestety dla jednego z maluszków przesyłka przyszła za późno, biedactwo zmarło w nocy. W ośrodku zapanowała nerwowa atmosfera, a ja mogłam doświadczyć, czym jest praca w komunistycznym państwie, które decyduje nawet o corocznym przychówku pand wielkich. Co więcej, wszelkie podawane leki były opisane wyłącznie w chińskich znaczkach! Nazwy powszechnie stosowane w medycynie jak i nazwy łacińskie były dla nich obce, więc miałam spore problemy z rozszyfrowaniem nawet podstawowych informacji. W ostateczności najlepszym (i jedynym) sposobem na dojście do porozumienia okazał się być internetowy translator.

DSC_6369

W pracy

Przez resztę pobytu opiekowałam się młodymi pandami. Oznaczało to nie tylko podawanie leków, ale też dbanie o drakońską higienę. Poza obowiązkami miałam też sporo czasu na zabawy z tymi przytulaśnymi miśkami, które podążały za mną krok w krok i natychmiast wspinały się po nogawkach na kolana. Nie mogłam długo oprzeć się ich słodyczy i przyznaję się, że skradły moje serce. Szczęśliwie wszyscy mali pacjenci czuli się już dobrze, gdy wyjeżdżałam. Dodam tylko, że zdjęcie z małą pandą i 5 minut zabawy z nią kosztuje dla turysty aż 500 zł. Ja miałam je za darmo tylko dla siebie. Wrażenia – bezcenne.

P1060083

Choć mają już pół roku, to wciąż ich głównym pożywieniem jest ciepłe mleczko.

Pod koniec mojego pobytu przeprowadzaliśmy jeszcze rutynowe badanie zdrowia dorosłych pand. Miałam wówczas okazję poćwiczyć wkłucia dożylne. Ku mojemu zaskoczeniu wszystkie zwierzaki grzecznie wystawiały łapy przez kratki i zaciskały je na specjalnym metalowym kołku. Opiekunowie podawali im kawałki jabłka lub marchewki, a ja w tym czasie mogłam trochę „pogrzebać” igłą, gdyż znalezienie żyły nie szło mi tak szybko, jakbym chciała. Przed samym wyjazdem przyszłam jeszcze pożegnać się z moimi podopiecznymi oraz z serdecznymi ludźmi, których tu poznałam. Chińczycy są niezwykle gościnni, a przed odjazdem każdy z nich podarował mi drobny upominek. Byłam mile zaskoczona i obiecałam, że jeszcze kiedyś ich odwiedzę. Może w przyszłym sezonie?

P1060879

P1060895

Ciekawski nosek

P1060923

Pandzie figle

P1060988

Jestem słodki i wiem o tym!

P1070217

Jedna huśtawka a tyle radości

P1070191

Leżakowanie

P1070151

Moja wesoła gromadka

P1070089

P1070052

Po 2 godzinach zabawy małe pandy zasypiają gdzie popadnie

P1070244

P1070253

Ich ulubionym zajęciem jest trenowanie wspinaczki, nawet po moich nogawkach

P1070276

I’m so happy!

P1060980

P1070783

P1070835

P1070867

P1070330

Ktoś tu chyba pił mleczko?

DSC_6382 (3)

My best memories :*

Panda Love Story

Ona – w średnim wieku, ale zadbana i poukładana. On – inwalida optymista. W dzieciństwie złamał nogę i za późno trafił do szpitala, jedyną możliwością była amputacja. Mimo to, nie stracił pozytywnego nastawienia do świata. Poznali się przypadkiem, gdy zamieszkali po sąsiedzku. Najpierw były ukradkowe spojrzenia przez wspólne okno, w końcu on zdecydował się zrobić pierwszy krok. Hana, zawsze nieskazitelnie piękna, tylko kusiła, nie dając nic w zamian. Dan długo znosił humory starszej pani, zanim ta w końcu zaakceptowała jego zaloty, ale nawet wtedy kazała mu czekać. Tylko ona wiedziała, kiedy nadejdzie ten wyjątkowy dzień.

P1030892

Hana bardzo pragnęła dziecka. Miała wielkie nadzieje w zeszłym roku, ale niestety nic z tego nie wyszło. Tym razem była zdecydowana zrobić wszystko, aby tylko doczekać się potomka. Kiedy jednak w końcu pozwoliła Danowi się zbliżyć, przyszło rozczarowanie. Jego kalectwo okazało się być definitywną przeszkodą na drodze do ojcostwa. Emocje wzięły górę, wywiązała się kłótnia i Hana ostentacyjnie wyprosiła go ze swojej sypialni. Wkrótce potem  zaczęła żałować i długo nawoływała Dana, ten jednak się nie pokazał. Prawdę mówiąc, po tym wszystkim co między nimi zaszło, bał się nawet spojrzeć w jej stronę.

P1050025

Czas mijał nieubłaganie, miała tylko 36 godzin na zajście w ciążę. Jeśli się nie uda, następna szansa będzie dopiero za rok. Chociaż w jej wieku, może już nigdy. Poszła na całość – randka w ciemno. Długo się kręciła, zanim podeszła do Bena, ale w końcu zdecydowała się nawiązać kontakt. On jednak nie był zbytnio zainteresowany tą znajomością, pochłonęło go raczej objadanie się liśćmi bambusa. Zniecierpliwiona, Hana rzuciła wprost jednoznaczną propozycję. Skorzystał. Ale coś było nie tak, nie zaiskrzyło. Hana obawiała się, że to nie wystarczy. A czas upływał…

P1040732

Urocza starsza dama wróciła do siebie, wzięła kąpiel, odświeżyła się i przemyślała sytuację. Ucieszyła się, kiedy zobaczyła Dana. Chociaż miała już niewiele czasu, postanowiła zaryzykować i dać mu jeszcze jedną szansę. Spędzili razem kilka pięknych godzin, emanując odwzajemnionym uczuciem. Jednak wszystko co piękne, szybko się kończy, a Hana wiedziała, że Dan nie da jej tego, czego tak bardzo pragnie. W końcu zdecydowała się na ostateczne rozstanie i nawet fikołki czy inne akrobacje Dana nie mogły jej już przekonać.

P1040691

Franka poznała przez koleżankę jeszcze tego samego dnia. Zbliżał się już wieczór i za chwilę miała znów stać się zwykłym Kopciuszkiem. Tym razem nie traciła już czasu, tylko od razu rozpoczęła swój uwodzicielski taniec. Frank był jeszcze młody i niezbyt doświadczony, ale to była jej ostatnia nadzieja. Na początku wszystko szło dobrze, lecz nie wiadomo kiedy, nagle doszło do ostrej wymiany zdań i rękoczynów. Upokorzona i zlekceważona uciekła.

P1050309

P1050321

Po tym incydencie potrzebowała ochłonąć, nabrać oddechu, odespać. Hana przemyślała wszystko jeszcze raz i postanowiła dać Frankowi drugą, ostatnią szansę. To była dobra decyzja, tym razem wszystko poszło jak należy. Po tak emocjonującym dniu najlepsze, co można zrobić, to leżak, bambus i relaks przy basenie. Odtąd żyje wciąż nadzieją, że za 4 miesiące wreszcie zostanie mamą.

P1040902

P1040501

W spektaklu wystąpili:

Hai Zi  w roli Hany

Dai Li w roli Dana

Bai Yang w roli Bena

Fu Long w roli Franka

 

ZA KULISAMI:

Za pomocą tej krótkiej historyjki chciałam Wam przedstawić moje zmagania w usiłowaniu zrozumienia spraw sercowych u pand wielkich. Opowieść ta jest w całości oparta na faktach, tylko ubrana w nieco bardziej przystępne słowa. Pozwoliłam sobie zamienić imiona na te, których sama używam w myślach, gdyż niestety wciąż mam problem z zapamiętaniem prawdziwych. W zasadzie, to ciągle zapominam również imion ludzi, z którymi tutaj pracuję, ale nie mam wyrzutów sumienia z tego powodu, gdyż oni także nie potrafią spamiętać mojego (a mam na imię Natalia – jakież to skomplikowane :P).

P1040489

Jak już pisałam w poprzednim poście, samice tych wyjątkowych zwierząt są zdolne do zapłodnienia tylko raz w roku przez średnio 36 godzin. To bardzo niewiele, dlatego w tym ośrodku nad narodzinami nowych pokoleń ściśle współpracują specjaliści z różnych dziedzin – biotechnolodzy, biolodzy i weterynarze. Prowadzą ścisłe obserwacje behawioru zwierząt, gdyż wykazują one szereg zachowań świadczących o ich statusie hormonalnym. Na przykład samce w  sezonie rozrodczym znaczą teren… obsikują drzewa, stojąc na rękach, czyli „do góry nogami”. Samice zwykle ocierają się miejscami intymnymi o różne krawędzie, a także pluskają w wodzie. Przypomina to trochę małe dzieci bawiące się w wannie – cóż, mówiłam już, że pandy to prześmieszne stworzenia, więc nawet ich rytuał godowy jest dość zabawny.

P1030539

Wraz z pojawieniem się pierwszych zmian w zachowaniu samic, rozpoczynają się codzienne badania ich moczu na obecność hormonów. Czasem dodatkowo wykonuje się waginoskopię. Wszystkie te zabiegi mają na celu wykrycie owulacji i tym samym optymalnego momentu krycia. Na tym problemy się jednak nie kończą. Pandy są wybredne i nie wdają się w intymne gierki z byle kim. Czasem samicy nie odpowiada samiec, innym razem na odwrót. Nie wiadomo do końca, na jakiej podstawie wybierają sobie partnerów. Dlatego nasza Hai Zi (Hana)  została przedstawiona wielu osobnikom. I choć kolejne próby kończyły się niepowodzeniem, to dopiero na końcu udało się osiągnąć sukces. Gdyby tak się nie stało, konieczna by była inseminacja, czyli sztuczne zapłodnienie. Tym razem jednak zakończenie było bardziej pomyślne dla pandy, nieco mniej dla głodnej wiedzy studentki weterynarii 😉 Niemniej miałam szczęście pracować przy tej samicy na wszystkich etapach przez cały tydzień, a nawet poprowadzić własne badania. To był dla mnie bardzo pracowity, ale też owocny okres, w którym tak wiele nauczyłam się o zwierzętach, o których jeszcze niedawno nie wiedziałam prawie nic. A doprawdy – fascynujące są te stworzenia!

P1070280

%d blogerów lubi to: